piątek, 19 sierpnia 2016

Statyczność i zmiany

Kiedy pracowałem jeszcze w księgarni, miałem naprawdę sporo czasu na różne rozmyślunki - to znaczy, kiedy akurat nie obsługiwałem tych wszystkich klientów. Ogólnie moja praca trwała zaledwie półtora miesiąca, bo jak zawsze Matras ma problemy z pieniędzmi i zarządzaniem, więc muszą ciąć koszty. Ale nie chcę się rozbijać o tematy poboczne.

Mimo stosunkowo krótkiego czasu chodzenia do pracy, zdałem sobie wtedy sprawę, że takie życie staje się monotonią, a każdy dzień wygląda identycznie: budzę się, jem śniadanie, jadę do księgarni, siedzę tam osiem godzin, wracam do domu, jem kolację, kładę się spać. I tak przez półtora miesiąca. Żaden dzień niczym szczególnym się nie wyróżnił. To tak, jakby poświęcony przeze mnie tam czas, poszedł zupełnie na marne, bo niczego większego nie dokonałem.

Najbardziej jednak w tym wszystkim zabolał mnie życiorys zawodowy jednej z tamtejszych pracownic. Kobieta miała około 40-45 lat. Od kierowniczki i od niej samej dowiedziałem się, że pracownica ta jest zatrudniona przez Matras już od 13 lat. Czy to nie jest przerażające? W żaden sposób nie dokonać czegoś więcej, jak tylko pracować dla jednej firmy od tak dawna?

Możecie zapytać: o co ci tak w ogóle chodzi? Wyjaśniam więc: moim zdaniem człowiek powinien wciąż się rozwijać i dążyć do samodoskonalenia. Zastój jest czymś arcyzłym - nie wiesz, kiedy minął cały ten czas, który został w jednym miejscu i przepadł.

Temat ten poruszyłem podczas luźnej rozmowy z kierowniczką księgarni (kiedy akurat nie ochrzaniała podwładnych i miała normalny humor) - lat 26, podobno już w życiu trochę przeżyła (w co szczerze wątpię, bo kłamliwa i wredna była). Powiedziała mi, że ona bardzo lubi takie stałe życie oraz to, że ma stałą pracę. Powiedziała mi również, że ja też tak będę chciał. Aż mnie ciarki przeszły. Jest to dla mnie po prostu nie do wyobrażenia, być w jednym miejscu i czekać tak do, za przeproszeniem, usranej śmierci.

Marzyłem o chwili, kiedy zakończę pracę w tym przeklętym miejscu i będę miał czas na realizację swoich planów. No i ten dzień nareszcie nadszedł. Ciekawi, czy coś udało mi się do dzisiaj zrealizować? Dwa słowa: "jestem leniem" powinny wszystko wyjaśnić. ALE na szczęście wczoraj (wow, naprawdę szybko) zdałem sobie z tego sprawę i stwierdziłem, że muszę działać. Postanowiłem, jak mój przyjaciel, zacząć od wypisania listy rzeczy, które chcę zrobić danego dnia. Wiem, pomysł stary jak świat - nawet moja mama mi o tym mówiła i wręcz kazała to robić w czasie roku szkolnego (nigdy się jej nie posłuchałem). Na ten przykład, dałem sobie dzisiaj do wykonania przeczytanie bardzo długiego rozdziału książki pt. "Bohater o tysiącu twarzy" - zainteresowanych odsyłam do źródła. Ponadto chciałem w końcu coś napisać na moim blogu, bo po to go przecież mam, co nie? Zostało mi jeszcze naszkicowanie wstępnego planu wydarzeń do projektu pisarskiego, który ciągnę od przeszło półtorej roku (tłumaczyłem się, że nie miałem czasu i weny - tak naprawdę brakowało mi chęci i kopa w tyłek).

I wiecie co? Jestem z siebie naprawdę zadowolony, że w końcu zacząłem coś produktywnego robić. Może się to wydawać błahe w porównaniu do rzeczy, które osiągają inni ludzie, ale naprawdę czuję się na swój sposób dumny, że zebrałem w sobie siły na te z początku drobne kroczki, dzięki którym będę mógł kroczyć do swoich marzeń, czyli między innymi wydania książki. Oczywiście na sporządzaniu listy rzeczy się nie skończy i mam nadzieję, że w krótkim czasie wymyślę kolejne sposoby na to, by jak najszybciej ziścić swoje wielkie plany.

A co wy sądzicie o statyczności? Chcecie mieć stałe życie, czy jednak wolicie wciąż odkrywać nowe rzeczy? Zostawiajcie śmiało komentarze, nawet te anonimowe - chętnie się dowiem, co o tym myślicie ;)

4 komentarze:

  1. Warto chyba mieć stałą i pewną pracę. Jednak jeśli ma być monotoniczna, bez niczego nowego... Cóż, jeżeli tak, zgadzam się z Tobą. Warto coś zmieniać, odkrywać, poznawać coś nowego. I cieszyć się tym :) Bo co to za życie, gdy nie ma możliwości wychylenia się poza szarą i nudną codzienność ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeżu, ja bym tu mogła komentarz na kilka stron napisać. :)
    Praca w jednej firmie przez kilkanaście lat może nie być przerażająca. Zależy, co dla kogo jest ważne. Dla pokolenia moich rodziców najważniejsza była praca na umowę na czas nieokreślony, najlepiej w państwowej firmie - może nie płacą za dużo, ale są stabilne (to było jakiś czas temu). Może dla tej Pani w Matrasie też jest to najistotniejszy element, w jej pojęciu stabilizacji. Prawdopodobnie obawia się wyjścia z tzw. "strefy komfortu" (co jest niezbędnym elementem rozwoju), ale to jej życie, przeżywa je tak jak chce i umie. I nie znaczy, że jest to złe, że powinna to zmienić, jechać na Galapagos i nurkować z żółwiami.
    Kierowniczka - to, że uważamy, że ktoś jest wredny, nie oznacza, że nie ma ciekawego życia. Bardzo często jest tak, że rozdzielamy życie osobiste od zawodowego - w pracy ktoś uważa, że musi być żyletą, żeby mieć posłuch i w ogóle (może coś sobie rekompensuje), co nie oznacza, że po pracy nie spędza czasu z przyjaciółmi i z rodziną i że nie jest lubiany. Ba, nawet jeśli chodzi o organizację czasu wykazano, że np. osoba bardzo dobrze zorganizowana w pracy może być niesamowitym bałaganiarzem/prokrastynatorem w życiu osobistym.
    "Jestem leniem". Idealna etykietka, która zwalnia od odpowiedzialności :) Serio. Prawda jest taka, że organizacji i "zarządzania sobą w czasie" można się nauczyć, nie jest to cecha wrodzona, którą się ma, albo się nie ma. Ja sama jakiś czas temu przeszłam kurs Pani Swojego Czasu (www.paniswojegoczasu.pl) "Zorganizuj się w 21 dni" i bardzo sobie chwalę efekty.
    Robienie listy zadań - jak najbardziej na tak. Polecam poszukać co to jest "bullet journal" bardzo przydatne narzedzie, jeśli nie chcesz wchodzić w aplikacje mobilne (aczkolwiek ja uwielbiam moje Todoist). Polecam też lekturę "Getting Things Done" Davida Allena - żałuję, że tej książki nie przeczytałam lata temu, ale lepiej późno niż wcale.
    Może cię też zainteresować technika Pomodoro (dzielenie dużych zadań na moduły czasowe od kilku do 20 minut) - jest zasada która mówi, że dane zadanie zajmie ci tyle czasu, na nie przeznaczysz, przy czym, jeśli przeznaczysz mniej - to się wyrobisz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze "Eat that Frog". Żaba to najgorsze, najcięższe i w ogóle do dupy zadanie, które MUSISZ zrobić. Zatem zaczynasz dzień od zjedzenia żaby, po czym już jest z górki, a zadowolenie, że sobie z nią poradziłeś pozytywnie napędza na cały dzień. :)

      I na koniec: stała praca nie jest równoznaczna z monotonią w życiu. Mamy życie i mamy pracę. Praca służy do tego, żeby zarabiać pieniądze i mieć za co żyć, rozwijać swoje zainteresowania i pasje. Zapewnia poczucie bezpieczeństwa, dzięki któremu można się rozwijać. Bo jak poczucia bezpieczeństwa nie ma, to nie myśli się o rozwoju, tylko jak przetrwać kolejny dzień. Miałam tak przez 3 lata prowadzenia własnej działalności. W pracy można się rozwijać. W życiu osobistym również. Można wybrać monotonną pracę, powtarzalną (np. linia produkcyjna), bo daje to swobodę myślenia (nie trzeba myśleć co się robi, więc myśli się o innych rzeczach), którą można wykorzystać po pracy (np. napisać świetne opowiadanie).
      Stała praca nie oznacza nie odkrywania nowych rzeczy. To nie jest zero-jedynkowe, że albo ciekawa praca, albo monotonne nudne życie.

      Co ciekawe - zbadano, co powoduje, że ludzie, pracujący na naprawdę nierozwijających stanowiskach, nie wypalają się zawodowo. Sekret tkwi w poczuciu misji, że twoja praca zmienia na lepsze coś w życiu innych. Możesz być babcią klozetową, ale jeśli pracujesz, wiedząc, że twoje działanie usprawnia życie innych, to inaczej podchodzisz do pracy i potrafisz z niej czerpać radość. Tak samo działa wolontariat. Pomaganie innym wyzwala endorfiny i serotoninę, która poprawia kondycję psychiczną, przez co czujemy się lepiej, mamy poczucie spełnienia. Sama to przechodziłam, jak prowadziłam, jako wolontariusz, kurs z obsługi komputerów dla seniorów i jak kwiczałam z radości, gdy mojej 86-letniej podopiecznej udało się w końcu wysłać do mnie e-maila z załącznikiem :) Serio, po pracy zasuwałam na te dwugodzinne zajęcia i wychodziłam z nich naładowana niesamowitą energią.

      Pracodawcy odkryli, całkiem niedawno, że warto zatrudniać ludzi z pasją, hobby albo rodziną. Bo jest to fundament, dzięki któremu a) pracownik będzie dobrze pracował (zarobione pieniądze pozwolą mu rozwijać swoje pasje/zadbać o dobro rodziny b) hobby/rodzina spowoduje, że pracownik będzie miał sposób na odstresowywanie się i rozwój. Rozwój w życiu osobistym powoduje chęć rozwoju zawodowego i powstaje taki samonapędzający się mechanizm i zdrowa równowaga.

      Usuń