czwartek, 1 września 2016

Tęskno mi do przygody

Kawa czeka na biurku obok laptopa. Za oknem słońce już powoli idzie spać. A ja mam pomysł na post, który siedzi od kilku dni w mojej głowie. O czym chciałbym dzisiaj opowiedzieć? Mam po prostu pewną tęsknotę...

Zaczęło się od tego, że zastanawiałem się, czy można jeszcze spotkać gdzieś w mojej okolicy jakichś gawędziarzy. Nie mam tutaj jednak na myśli panów spod sklepu, którzy wygadują takie niezwykłe historie, że przy nich teoria zamachu w Smoleńsku wydaje się być potwierdzoną przez wszystkich prawdą. Chodzi mi o takich rasowych ludzi, którzy potrafią przyciągnąć wokół siebie spore grono śmiertelników chętnych wysłuchania jakiejś ciekawej opowieści. Kiedy to piszę, mam przed oczami obraz wnętrza karczmy; przy stole siedzi mężczyzna w podróżnym płaszczu i popijając z kufla, opowiada swoje najciekawsze przygody zebranej wokół niego gawiedzi. Niestety bądź stety, tę formę komunikacji wyparł Internet: wszystko mamy podane jak na tacy - tylko brać. Nie ma już domysłów, co znajduje się hen daleko od nas; jakie to dziwy można spotkać idąc daleko na wschód; co tak naprawdę jest za oceanem. Nie twierdzę jednak, że powszechny dostęp do informacji jest czymś złym - po prostu część z nas przestaje się interesować i zadawać pytania, bo już zna na nie odpowiedź.

Ostatnio zdałem sobie sprawę, że nie jestem w pełni zadowolony ze swojego dotychczasowego życia. Rzecz jasna cieszę się, że mam dach nad głową, cały czas pełny brzuch i pozostałe luksusy są mi zapewnione. Jednak gdzieś w środku czuję brak czegoś. Czegoś, co mogłoby choć trochę ubarwić mój monotonny byt. Odpowiedzią na to jest przygoda.

Zawsze wydawało mi się, że kilkudniowa podróż w nieznane jest dla mnie niedostępna, że jest to zarezerwowane dla jakiejś elity, do której kręgu nie mam w ogóle wstępu, bo jestem po prostu Marcinem. Dopiero ostatnio wybudziłem się z tego dziwnego przekonania i zadałem sobie pytanie: "Dlaczego właściwie nie mógłbym się w taką podróż wybrać?". Żeby się upewnić, spytałem swoją mamę, czy miała kiedykolwiek coś przeciwko takiej myśli. "Przecież ja ciebie w domu nie trzymam, ale sam nie powinieneś jechać" - odpowiedziała. Szczerze to zaskoczyło mnie to bardzo, ale jednocześnie się ucieszyłem.

Ale chcesz się wybrać tylko dla tego, aby ubarwić swoje życie? - spytacie. Chcę się też wybrać z kilku innych powodów. Nie mam o czym tak naprawdę opowiadać. Anegdota z jazdy autobusem - to nie dla mnie. Historyjka, którą usłyszałem w sklepowej kolejce - błagam was. Marzy mi się opowieść o przygodzie, której byłem głównym bohaterem. Opowieść o spotkanych ludziach i odwiedzonych miejscach, chwilach zwątpienia w to wszystko i ponownych narodzinach pragnienia dalszej wyprawy w moim sercu.

Czy też czasem odczuwacie takie chęci? A może już przeżyliście jakąś przygodę? Piszcie śmiało komentarze, bo aż miło mi się je czyta. Poważnie, taka aktywność mnie motywuję do dalszego prowadzanie bloga ;) Tak  w ogóle, to na ten moment poszukuje towarzysza do krótkiego wypadu na ileś dni (jeszcze nie wiem na ile i dokąd - pewnie gdzieś niedaleko).


5 komentarzy:

  1. Polecam zamek w Łapalicach. A jak brakuje przygód, to zajdźcie tam nocą. Większe ryzyko spotkania bywalców ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jako dziewczę lat - naście - nie powiem, że żywot miałam specjalnie spokojny, ale w pewne - kolejne - wakacje uznałam, że pragnę przygód. No, przygód pragnę, jak gąbka wody - itepe. Bo nuda, codzienność, a gdzieś tam "dzieje się"... Minęły owe pamiętne wakacje. Dalej - nastąpił lawinowy wysyp takich "przygód", że pozbierać się wstępnie, zdołałam, dopiero po 4 latach. Konsekwencje mam po dziś. Nie wnikając w barwne szczegóły, o których, myślałam, że warte są opisania - nie zawsze człowiek ma na to siłę. Przygody, w których jesteśmy obserwatorami, a te, w których uczestniczymy - to zupełnie coś innego. Jako stara baba, pozwolę sobie zasugerować - marzenia warto mieć konkretne, gdyż, owszem, spełniają się :-D
    Ps.: Wysłuchiwanie opowieści o przygodach, budzi w mojej łepetynie kilka myśli - 1.Zależy, kogo oczekujesz przy tym "kuflu piwa" - Zagłoby, zblazowanego artysty - oni owszem, przy publice będą opowiadać chętnie i nawet nazbyt zabarwiając. Ludzie starsi, którzy przeżyli wojny, przesiedlenia, trudy życia, znają zanikające tradycje - itp - czasem coś opowiedzą, ale raczej rzadko i tu trzeba kontaktu, bycia z nimi, nieco, jakby "dla nich". Największy mruk i najbardziej zamknięty w sobie człowiek, bywa znacznie ciekawszą osobą, niż otwarty gaduła ;-) 2.Istotne jest również, czy chcesz posłuchać czegoś "interesującego", czy poznać drugiego człowieka.
    Kończę swe bredzenie chorego.
    Upraszam o wybaczenie ubóstwa jakości, treści itp.
    Życzę spełnienia marzeń na szczęśliwe sposoby :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przygoda... Tak... To jest coś. Szczególnie dla osoby, która siedzi z nosem w książkach i marzy, by przeżyć choć część tego. Czasami, przy dobrych książkach, ma się wrażenie jakby się rzeczywiście uczestniczyło w tych wydarzeniach. Są jednak i takie historie, nawet jeśli mało prawdopodobne, może ciekawe i niesamowite, ale... Osobiście nie chciałabym ich przeżyć i ryzykować zdrowia i życia w ten, czy inny sposób.

    Co do gawędziarzy... Kiedyś świat był inny. Nieodkryty jeszcze. Czasami sobie myślę, że fajnie byłoby żyć w tamtych czasach i doświadczyć tego. Żyć domysłami i z niecierpliwością czekać na kolejne niestworzone opowieści. Próbować wyobrazić sobie jak niezmierzony jest świat... Cóż. Szkoda, że podróże kosmiczne są tak czasochłonne, haha, bo to byłaby swego rodzaju całkiem niezła sprawa. Zbaczam jednak z tematu. Nawet gdyby tak było i tak chciałoby się samemu przeżyć te przygody, a nie tylko o nich słuchać i marzyć.

    Co do jednego masz z całą pewnością rację - przygoda to fajna sprawa. Chociaż jej konsekwencje mogą być niezbyt ciekawe. Jednak, gdzie nie spojrzę, widzę jakiś cel konkretny tej przygody. Czy to uratowanie kogoś, czy to zdobycie czegoś, odkrycie jakieś... Jak nie ma takiego celu, trochę traci to sens... Żeby po prostu poczuć co to strach i niebezpieczeństwo, nie trzeba iść daleko. Wracałam z robienia zdjęć nocnych do domu, kiedy usłyszałam kroki jakiegoś zwierza w krzakach. Jak się okazało to psy, które widziałam wcześniej wracały że spaceru. Jednak ich właściciel był spory kawałek za nimi, a one w piątkę zaczynały mnie otaczać. Nawet cofnąć się nie mogłam z powrotem. Wszystkie warczały, a wielkie były prawie do pasa. Czarne i ledwo widoczne nocą w krzakach. Moje przerażenie w tamtym momencie trudno jest opisać. Nie wiem, czy jeśli byłabym wtedy sama (i bez statywu od aparatu :P), to czy nic by mi się nie stało... Na szczęście właściciel przyszedł i psy stały się spokojne, wręcz przyjacielsko nastawione. Nie zmienia to jednak faktu, że coś takiego mnie zdecydowanie nie kręci. Mogłabym bez tego żyć.

    Dla mnie jednak taką bardzo pozytywną przygodą (bo chyba tak mogę to nazwać), były Światowe Dni Młodzieży w Krakowie. Taką ilość osób jaką poznałam... Z iloma rozmawiałam... To było niesamowite. A poza tym wydarzyło się tyle różnych, niekiedy dziwnych sytuacji, rzeczy, trudności, czy niebezpieczeństw... Trudno zliczyć :)

    Moim zdaniem przygody powinny coś wnosić do życia. Jeśli są to oczywiście prawdziwe przygody, a to chyba miałeś na myśli (tak mi się przynajmniej wydaje). Nawet zwykły dzień może stać się przygodą. Głównie, moim zdaniem, przez to, czego się najmniej spodziewamy.

    Co nie zmienia jednak faktu, że przygoda to fajna sprawa :)

    / No to chyba tyle z mojej strony, haha :) Widzę, że się trochę rozpisałam... No cóż, tak wyszło :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem pod wrażeniem Twojego warsztatu pisarskiego. Tęskno mi do Twoich nowych wpisów... ;)

    OdpowiedzUsuń