Krótko mówiąc, na zajęciach nie nauczyłem się niczego konkretnego. Jeżeli grałeś wcześniej na gitarze - zapraszamy do występowania jako udźwiękowienie na uroczystościach szkolnych. Nie grałeś? - Masz tu cymbałki i graj na każdej lekcji randomowe piosenki, ale jak chcesz, to zaprzyj się i spróbuj nauczyć się grania na gitarze samodzielnie, może będziesz mógł występować z nami. Jak zapewne się domyślacie, nie wychodziło mi to zupełnie. Do dzisiaj zrzucam tę winę na zbyt twarde struny, ciężar i wymiary samej gitary (klasyczna). Nie dałem sobą jednak pomiatać i dać się wciągnąć w cymbałki dla cymbałów. O nie - ja postanowiłem grać na flecie. I szło mi to całkiem nieźle, ale nie byłem usatysfakcjonowany.
Dwa lata później, już w liceum, zainteresowałem się ukulele. Było poręczne, zgrabne, wydawało przemiłe dla ucha dźwięki, a co najważniejsze - miało tylko cztery struny. Zorientowałem się zatem w cenach za jakie można było je kupić - i tutaj nie było przeszkód, bo cenowo jest to instrument w stosunku do gitary naprawdę tani. Nareszcie znalazłem obiekt swoich westchnień: sklejka mahoniowa, palisander i kilka elementów z litego mahoniu. Ależ się napaliłem!
![]() |
Koki'o w wersji soprano |
Cóż to była za radocha, kiedy paczka nareszcie przyszła i została przeze mnie rozpakowana. Oto miałem przed sobą instrument, na którym nauczę się w końcu grać i będę wzbudzać zainteresowanie ludzi wokół. Uważałem, i nadal z resztą uważam, że gitara jest instrumentem potwornie mainstreamowym. Na deptakach co krok siedzi jakiś gitarzysta i gra "Whisky" albo inne wieczne piosenki. A widzieliście kiedykolwiek ukistę? To okaz tak rzadki, że napotkanemu robi się zdjęcia jak martwemu zwierzęciu w ZOO. Raz jedyny w życiu spotkałem takiego w Wilnie - grał na ukulele elektrycznym (tak, istnieje coś takiego) - i tak się uśmiechnąłem, kiedy usłyszałem te przesłodkie dźwięki, że jeszcze bardziej zapragnąłem mieć własne uku w domu.
Pech chciał, że zaczęła się właśnie szkoła i czas, który mógłbym poświęcić na zagłębianie tajemnej wiedzy gry na tym cudzie, dramatycznie się skurczył. Mimo to, wciąż starałem się znaleźć choć kilka chwil, by przysiąść i zagrać. Muszę tutaj wspomnieć, że uczyłem się sam, posługując się wiedzą nabytą z tutoriali na youtubie i lichym doświadczeniem z gitarą. Jednakże czułem, że jest mi znacznie łatwiej posiąść wiedzę gry na ukulele, niżeli miałbym to uczynić z przeklętym sześciostrunowcem.
Uczenie się jednak samemu nie jest najlepszą metodą (no chyba, że jest się naprawdę zdolną muzycznie osobą) dla laika. Dodajmy do tego jeszcze niewielką ilość czasu, a wyjdzie nam wytłumaczenie, dlaczego pokrowiec z uku w środku pokrywa gruba warstwa kurzu. Otóż na stan dzisiejszy umiem zagrać zaledwie trzy piosenki. Jednak za każdym razem, kiedy wstaję rano z łóżka, spoglądam w stronę tego biedactwa i mówię sobie w duchu, że jeszcze nauczę się grać i spełnię swoje ambicje i dawne plany.
A może wy nie czujecie się w czymś spełnieni, mimo że bardzo pragnęliście realizacji swoich założeń? A może wszystko, za co się weźmiecie, jest przez was w stu procentach realizowane? Piszcie jak zawsze komentarze. Miłego dnia życzę, moi mili!
Cześć! Przykro mi, że dopiero teraz. Nie miałam czasu wcześniej (i w sumie dalej nie mam, ale mniejsza o to teraz), ale tak sobie patrzę, że ten post cały czas czeka na mój komentarz (ach to egoistyczne podejście).
OdpowiedzUsuńW każdym razie a propos (czy jakkolwiek to się pisze) niespełnionych ambicji - trochę tego jest. Np. jak zaczynam pisać opowiadanie, to przeważnie mam ładny, rozbudowany wstęp i to by było na tyle niestety. Jakoś nigdy nie potrafię przejść do rozwinięcia. Czasem zdarza mi się jeszcze zakończenie napisać i wtedy rozwinięcie psuje całe opowiadanie :/ Tak samo mam z nauką języków obcych (a co tam, takie hobby). Zaczynam i wszystko pięknie aż do momentu, gdy pierwszy raz zabraknie mi czasu, czy zapomnę, by powtórzyć. Wtedy jak już jeden dzień nie powtórzyłam to łatwiej znaleźć wymówkę na kolejny dzień... A to się nie chce, a to brak czasu, a to coś równie głupiego. I takie niesamowite przedsięwzięcie, a koniec końców nic z tego nie wychodzi...
Ogólnie to takie jakieś projekty, czy coś do czego się zobowiązuję,staram się wypełniać... Ale że jestem trochę perfekcjonistką w tym, za co się zabieram, to dużo czasu mi na to schodzi... I nie zawsze wychodzi jak bym chciała. Chociaż czasem jak deadline'y gonią to uda się (niekoniecznie jak bym chciała... Ale zawsze).
Co roku mam taki plan, że namaluję dwa obrazy. Jednak... Hm... Nigdy mi jeszcze nie wyszło xD za to ten jeden jest porządnie zrobiony chociaż ;)